Lekarze ratują życie tysięcy chorych, dla których szansą jest przeszczepienie. Aby robili to jeszcze skuteczniej, trzeba zlikwidować bałagan i luki w przepisach – pisze „Dziennik Gazeta Prawna”.
Fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta
Problem najlepiej widać na przykładzie przeszczepień nerek. – Wpisujemy rocznie na listę oczekujących ok. 1,2 tys. osób. Przeszczepiamy 1150 nerek – mówi Maciej Kosieradzki, kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. – W praktyce więc niemal każdy, kto trafi na listę Poltransplantu, ma szansę dostać nerkę od dawcy zmarłego. Ale to zafałszowana statystyka.
Bo nie wiecej niż 5 proc. z 16 tys. wszystkich dializowanych jest zgłaszanych do przeszczepienia. W krajach Eurotransplantu (związek państw dzielących wspólną listę transplantacji narządów i poszukiwania narządów do przeszczepu na terenie państw członkowskich) jest to przynajmniej 25 proc., a np. w Austrii – blisko 50 proc.
Na nerkę czeka się w Polsce średnio 9 miesięcy. Ale wynika to tylko i wyłącznie z fałszywie krótkiej kolejki. Faktyczne zapotrzebowanie może być nawet czterokrotnie większe.
– Nie wiemy, ile dokładnie osób w Polsce choruje na nerki, ilu jest pacjentami stacji dializ, ilu kwalifikuje się do przeszczepienia, dla ilu jest już za późno. Takich danych nie mają ani Ministerstwo Zdrowia, ani NFZ – mówi Iwona Mazur z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Osób Dializowanych.
– W Polsce dializowanym można być w nieskończoność, dopóki zdrowie pozwoli. To dowód na brak systemowych rozwiązań, przejaw słabości państwa, które trwoni publiczne pieniądze – mówi Maciej Kosieradzki i dodaje: – W Polsce śmierć mózgu diagnozowana jest w ok. 12 szpitalach rutynowo z 410, które mają takie możliwości. Z nich pochodzi 60 proc. dawców.